Ach, Hiszpanio!

Moja percepcja Hiszpanii zmienia się z każdą kolejną wizytą. Gdy pierwszy raz zawitałem do tego kraju w 2018 roku odkrywając (tak wtedy myślałem) Teneryfę przepadłem bez reszty. I choć na powrót do tego kraju, już na Costa Blance, musiałem czekać kolejne trzy lata to gdy w 2021 pojawiłem się w tym regionie jeszcze bardziej przepadłem.

Moja miłość do Hiszpanii w pełni została ukształtowana przez triathlon. Costa Blanca, później Majorka i połówka ewidentnie wyeksponowały pozytywy tego kraju bez względu na okolice. Raz znalazłem się na Lanzarote i choć było to na roztrenowaniu to wtedy też na bucket list wpadła myśl o zrobieniu pełnego dystansu na tej wyspie.

Nie chce mi się liczyć ile wyjazdów i ile czasu łącznie spędziłem tutaj. Wiem natomiast, że będę tu wracał, bo mimo sporej ilości spędzonego tu czasu dalej odkrywam i to co widzę sprawia, że czuję się dobrze.

Dzisiaj na przykład mając w planie long ride po porannym open water, narysowałem sobie trasę, która w połowie przebiegała przez nieznane mi trasy. I dobrze, że mogłem chłonąć ją bez pośpiechu, bo podobnie jak dwa lata temu na Majorce tak też dzisiaj ryłem szczęką o asfalt nie mogąc wyjść z zachwytu.

Druga połowa to znane i (niekoniecznie) lubiane sztosy. O ile Rates i sa Creueta z łączącym je przejazdem to wciąż jedna z ulubionych kolarskich ekspozycji, o tyle Tollos to taki wyryp, na który wracać będę, oczywiście, ale niechętnie.

Niesamowicie przykre wrażenie zrobił na mnie widok tego co zostało po pożarze z ubiegłego weekendu kiedy to paliła się okolica między Rates a Tarbeną właśnie. Skala pożaru była ogromna i trochę zajmie przyrodzie powrót do normalności…

A treningowo tydzień zamykam jutro. Jest wymagający, ale Hiszpania zdecydowanie kompensuje trudy 😉