Kolejny tydzień z tych lepszych prawie za mną. Powiedzieć, że jutro zostało “tylko” bieganie to jak nie powiedzieć nic, bo jutrzejszy trening będzie papierkiem lakmusowym przed przyszłotygodniowym startem.
Ostatnie dwa dni spędziłem (między innymi) na kręceniu korbą na zewnątrz. Ponieważ w przyrodzie nic nie ginie wczorajszy wiatr w plecy został dzisiaj zastąpiony brutalniejszym wiatrem prosto w ryj. Wczorajsza jazda miały być dwoma godzinami w tlenie i pomijając waty tak właśnie było. Tętno niziutko, noga podawała przyjemnie tylko te waty i średnia prędkość delikatnie odstawały od średniej – po prostu dobrze mi poszło.
Dzisiejsza jazda to pierwsze zadania na zewnątrz. Mimo, że w luźnej formie to zdołałem się nieco zmęczyć kręcąc 30×1’ VO2MAX w trakcie stukilometrowej przejażdżki. W pierwszej połowie wiało w twarz, ale znośnie. W drugiej nawet na zjazdach trzeba było dokręcać, żeby nie stanąć w miejscu. I tak to trwało aż do mniej więcej 60-70 kilometra.
To znaczy wiatr się nie skończył, tu było stabilnie. Zadziały się dwie fajne rzeczy. Przeskoczyło mi coś w głowie co pominęło zmęczenie – to po pierwsze. Po drugie… W końcu złapałem flow. Mniej strachu i stresu przy pokonywaniu zakrętów, dużo więcej zaufania do własnych możliwości i umiejętności. Jak się tak zacząłem nad tym zastanawiać to nie wiem czy ostatni raz takiego flow nie miałem jeszcze przed szlifem rok temu w lutym, natomiast jestem w 100% pewien, że od listopadowego wypadku nie czułem się tak komfortowo i pewnie.
Dzisiejsza rajza była dość specjalna również ze względu na strój. Listopadowy wypadek miałem w identycznej koszulce. Zaraz po wypadku zamówiłem sobie replikę licząc, że najdalej kilka dni później będę mógł w niej pokręcić. Tak się co prawda nie zdarzyło a ja czekając na pogodę, i chyba bardziej licząc na to, że mój cykor odpuści, trzymałem tą koszulkę w szafie aż do dzisiaj.
Złapane flow, kolejny mocny tydzień i pierwszy start tego sezonu już za tydzień. To będzie tylko i aż półmaraton, ale jaram się jak pochodnia sumą ostatnich dobrze przepracowanych tygodni!