Pierwszy start tego sezonu!

Do dzisiejszego półmaratonu miałem kilka zdjęć jako potencjalnych kandydatów by znalazły swe miejsce przy tym wpisie. Finalnie wygrało to, bo kryje się na nim znacznie więcej niż mogłoby się wydawać… ale od początku.

Dzisiejszy start był pierwszym w tym sezonie. Ten sezon dla mnie ma specyficzny kontekst. Nie przepracowałem zimy tak jak w poprzednich kilku latach ze względu na wypadek i jego konsekwencje – operację i rehabilitację. Od lutego powoli wróciłem do treningów i marzec wyglądał już mniej więcej tak jak powinien.

Ostatnie dwa-trzy tygodnie to dużo większa objętość, intensywność i kilka testów mniej lub bardziej oficjalnych po drodze. To wszystko pokazało, że jest dobrze nawet nie tyle jeśli chodzi o gotowość do treningów, co dobrze porównując to z formą, z którą zamknąłem poprzedni sezon. Po testach na 5km i FTP przyszedł dzisiaj czas na sprawdzian.

Założenie od Trenera było takie, że do 15km biegnę 4:10min/km, czyli nieznacznie wolniej niż mój czas na życiówkę na tym dystansie. Wtedy wiedząc więcej niż przed wyścigiem podejmuje decyzję by zamknąć start w skali zmęczenia 9-10/10.

Mając dzisiaj wsparcie przez pierwszych 17km Prezesów Ironsilesia, muszę przyznać, że szło całkiem nieźle. Do 12km było względnie łatwo, do 15km już wyraźnie poczułem zmęczenie, ale dowiozłem delikatnie ponad plan, a potem zaczęła się zabawa.

Zabawa polegała na tym, że nie odpuściłem i w zasadzie utrzymałem te 4:10 do końca biegu kończąc go z czasem równo 1h28m. Ostatnie 3-4km to mocna praca głową, walka by się nie poddać, nie odpuścić. Udało się i z biegu, mimo, że do zyciowki brakło 52s, jestem zadowolony bardzo.

Zdjęcie z mety, które dołączyłem do tego wpisu przedstawia mnie kilka metrów za linią. Zmęczenie było duże, ale były niczym przy emocjach, które towarzyszyły tej chwili. Kilka łez pociekło, bo zdałem sobie sprawę, że dzisiejszym startem potwierdziłem, że ostatnie cztery miesiące z okładem są już tylko lekcją. Praca i wysiłek włożone w powrót do pełni działania, dyscyplina w diecie i rehabilitacji, i mental, który temu wszystkiemu towarzyszył to składowe dająca mi ogromną lekcję na przyszłość i świadectwo, że było warto dokręcić śrubkę w niektórych momentach.

I mimo, że dzisiaj życiówka nie została pobita to mam wrażenie, że dzisiejszym startem zbudowałem w sobie pewność, że ja dalej w tym sporcie amatorskim się dopiero rozkręcam 😉 kolejne starty już powoli na horyzoncie, ale najpierw solidny blok treningowy przez najbliższe 2,5 tygodnia 😏