IRONMAN 70.3 Alcúdia-Mallorca 2022

Nie będę ukrywał, że wstrzymywalem się z napisaniem podsumowania, bo ono jednoznacznie oznacza, że cała przygoda z IRONMAN 70.3 Alcúdia-Mallorca dobiegła końca. No, ale skoro faktycznie dobiegła…

Po przejściu przez strefy zmian i upewnieniu się, ze wszystko jest na swoim miejscu ruszyłem w stronę depozytu by się przebrać i wylogować ze świata wirtualnego. Rozgrzewka w wodzie zakończyła się około 7:30, a ludzie ustawieni w moim boxie na czas pływania między 40, a 45 minut ruszyli dopiero godzinę później – zatem przez blisko godzinę gotowałem się w piance na plaży…

SWIM

Po kilku okrążeniach playlisty startowej nareszcie stanąłem na belce gotowy by za sekundę rozpocząć tę niesamowitą przygodę. W głowie znów wyciszenie, spokój i pełne skupienie. Ruszyłem. Kilkadziesiąt metrów brodzenia i w końcu zaczynam płynąć.

Pierwszych 200-300 metrów i patrzę na zegarek. A tam bardzo dobre jak na mnie tempo w okolicach 2:00min/100m. Spuszczam nieco z tonu tłumacząc to sobie adrenaliną, ale gdy dopływam do pierwszej trójkątnej bojki, za która skręcamy czas nie jest wiele gorszy.

Jest tłoczno, co chwile ktoś wpływa na mnie albo ja na kogoś. Na zakrętach kotłuje się jeszcze bardziej. Po drugim coraz wyraźniej zaczynam dostrzegać koniec etapu pływackiego. Płynę swoje i gdy tylko zaczynam szorować palcami po dnie wstaję i zaczynam iść.

„Spacer” trwał tylko chwilę, bo gdy zobaczyłem czas – 39 minut z sekundami – zacząłem biec. Takiego czasu się nie spodziewałem.

Etap pływacki kończę w czasie 40m03s, czyli wysoko powyżej swoich oczekiwań. Mając w pamięci wytop na plaży odbierając rower od razu zastanawiam się gdzie mam hydrosalty i ruszam na etap rowerowy…

BIKE

Na rowerze ruszam mocno, za mocno. Pierwszy kilometr zdecydowanie powyżej założeń, więc koryguję od razu. Jem, pije i nadrabiam zaległości z pływania.

Pierwsze 20km to dużo wyprzedzania i brak równego tempa. Po 20km przed wszystkimi staje najtrudniejsze zadanie kolarskie tego dnia – podjazd pod Coll de Femenia – 7,7km i 5,5%. Na podjeździe jadę swoje waty nie patrząc na innych. Głównie wyprzedzam ja, a tych, którzy wyprzedzali mnie doganiam jeszcze przed szczytem.

Między Coll de Femenia, a najwyższym punktem na trasie przy stacji Repsol jest jeszcze kilka górek. Znajdując się tam, na 36km oceniam stan zmęczenia na – „jest ok” – i ruszam w dół krętymi ścieżkami.

Jednokrotny przejazd w dół przed startem pozwolił mi pokonać go dość żwawo. Dojeżdżając do Muscari – pierwszej miejscowości po zjeździe – oceniam stan zmęczenia raz jeszcze. Podejmuje wówczas decyzje, o której czytałem w planie – „jeśli będzie ok trzymaj się górnego zakresu watów, jeśli nie lekko odpuść”. Zdecydowałem, że trzymam górę.

Od 50 do 70km bez większej historii. Jedna poważna kraksa na prostej drodze sprawiła, że trochę odpuściłem, ale tylko na chwilę. Było już bardzo ciepło, a trasa w większości nie miała ani centymetra cienia. Żywienie i uzupełnianie płynów zagrało koncertowo dlatego mogłem pozwolić sobie na górny zakres zakładanych watów.

Okolice 80km to agrafka tuż przed Portem. Jechałem to dwa dni wcześniej i wiedziałem, że w jedna stronę jest lekko i nieprzyjemnie pod górkę, więc tak lekko spuściłem z tonu z watami, by po nawrocie – z wiatrem i z górki – poleciec ogniem.

Ostatnia prosta w Porcie d’Alcudia na środku zakresu i mentalne przygotowanie się do biegu. Temperatura wysoka, wiec mimo hydrosaltów przy butach biegowych zabieram te co mi zostały z roweru.

Zatrzymuje zegarek, 3:15:36. GPS mówi 92,6km (większości tez tak pokazał jak się okazało potem). Średnia prędkość na rowerze szosowym na tej trasie powyżej 28km/h? Przed startem brałbym w ciemno. Gdy schodzę z roweru i przekladam nogę nad siodełkiem, w nodze podporowej dostaje silnego skurczu – „czas na bieg” – pomyslałem.

RUN

Wybiegając z T2 standardowo zaliczam tojke, żeby potem już o tym nie myśleć. Zaraz za startem biegu punkt odżywczy – łapię wodę, wciągam żela i ruszam.

Zakładane 4:55-5:00 utrzymuje przez pierwszy kilometr. Potem orientuje się, że wyłączyłem autolapa tuż przed startem. Chcę odbijać lapy ręcznie co kilometr, ale zamiast tego zatrzymuje aktywność… Błąd naprawiam szybko i znów co kilometr Garmin informuje mnie o tempie biegu.

Na każdym punkcie odżywczym pije wodę, na co drugim również izotonik. Wodą też się schładzam i jem średnio co 4km. Założeń nie trzymam, brakuje mi mocy, ale daje ile mogę by utrzymać jak najbliżej tych założeń, a przy tym nie skończyć biegu marszem. Półmaraton to dystans, który znam już dość dobrze i wiem jak sobie na nim rozplanować siły.

Pierwsze okrążenie i te okolice 5:00 z drobnym podatkiem za punkty żywieniowe udaje się utrzymać. Drugie okrążenie było trudniejsze. Dalej realizuje plan żywienia i nawadniania, wchodzę w stan, w którym skupiam się tylko i wyłącznie na każdym kolejnym kroku. Na 9km biorę kofeinę i to ona dowozi mnie do końca tego okrążenia w tym samym tempie.

Tuż przed trzecim okrążeniem liczę. Jeśli pobiegnę całe poniżej 4:40 będzie życiówka. Jeśli utrzymam bieg będzie poniżej 6h. Wybiegam na trzecie okrążenie i słyszę język polski w wykonaniu Ewy dopingującej Arka. Krótki orient i widzę tez jego, skończył rower i rusza na maraton – robił pełny dystans. Pytanie o plan na bieg i jego odpowiedz „4:45”. Robimy razem kilometr po 4:32, nie hamuje go, ale sam odpuszczam chcąc dobiec. 6km do mety i ja już wiem, że życiówka nie dla mnie, ale wciąż jestem w grze o złamanie 6h.

Ostatnie 4-5km pamiętam jak przez mgłę. To co pamiętam na pewno to skurcz w obu czworogłowych. To tez moment, w którym wiem, ze jak się zatrzymam to już nie pobiegnę zatem nie zatrzymuje się już do końca.

Z oddali słyszę coraz większy hałas, widzę rozwidlenie na kolejne okrążenie, które już mnie nie interesuje i na metę. Chwile potem znajduje się na czerwonym dywanie… c.d.n.

MAGIC CARPET

Jak na największego IM 70.3 na świecie przystało czerwony dywan jest pełny ludzi. Przekraczam metę i ciesze się w środku, że mogę się zatrzymać. Porównując przekroczenie mety tutaj i w Gdyni nie było już zapasu. Zapasu nie było już od 17km biegu.

Ze startu jestem zadowolony. Jest kilka pytań „co jeśli”, ale nie zaprzątam sobie nimi głowy. Być może trochę przekręciłem nogę na rowerze, być może na tyle byłem przygotowany przy tej pogodzie. Jestem jednak z siebie dumny, że się nie poddałem i walczyłem do końca z tym irytującym głosem w głowie mówiącym „f*ck it”.

5:57:19. Czas, który przed startem brałbym w ciemno. Do życiówki brakuje, ale nie to było celem na tym wyjezdzie.

To co na pewno do poprawy to strefy zmian. Czasy dyscyplin:

🏊 00:40:03 (avg. 02:06min/100m)

🔁 00:08:17

🚴 03:15:36 (avg. 28,77km/h)

🔁 00:06:27

🏃 01:46:57 (avg. 05:05min/km)

🏅05:57:19

Następne starty:

29.05 1/4 Sieraków

10.07 1/4 Syców (TBC)

07.08 IRONMAN 70.3 Gdynia

Zapraszam do śledzenia jeśli jeszcze tego nie robisz 😏